Ksiądz Ali

„Bóg jest Miłością”

Ksiądz Aleksander Fedorowicz

    Miłość jest najważniejsza

   Ks. Aleksander Fedorowicz – pierwszy proboszcz Parafii św. Franciszka z Asyżu w Izabelinie. Prosty, skromny, uśmiechnięty. Wpatrzony w Eucharystię
i dostrzegający Pana Jezusa w każdym człowieku. Pierwszy proboszcz izabelińskiej parafii. Tu – na skraju pięknej Puszczy Kampinoskiej mieszkał, żył z ludźmi, których kochał. Swoją postawą pokazywał jak prawdziwie żyć duchem Ewangelii. Uczył jak dostrzegać Boga w zwykłej codzienności. Tu umarł do końca żegnany przez ludzi dla których był Ojcem, Przyjacielem i duchowym Opiekunem.

Bogu dziękuję, że w tej rodzinie przyszedłem na świat, i że Tato i Mama dali mi życie i wychowanie. Byłem i jestem szczęśliwy. Zawdzięczam to Rodzicom… – tak po latach ks. Aleksander Fedorowicz wspominał swój rodzinny dom w Klebanówce na Podolu (Kresy Wschodnie). Urodził się tam 16 czerwca 1914 r. jako przedostatnie z dziewięciorga dzieci Aleksandra i Zofii z Kraińskich.  Wśród wielu czynników jakie wpływały od dzieciństwa na małego chłopca – przyszłego kapłana – znaczenie miała piękna, otaczająca go przyroda, która była naturalnym środowiskiem zabaw, spacerów i wypoczynku. Bardziej jednak niż przyroda każdego człowieka kształtują kontakty z innymi ludźmi. W życiu Fedorowiczów rodzinna miłość nie była jedynie familijnym ciepłem czy serdecznością, ale zawierała w sobie jasny i egzystencjonalny przekaz mądrości dotyczący przede wszystkim Pana Boga, ale także świata, sensu życia i ludzi.

Ali był najgrzeczniejszy z rodzeństwa. Cichy i od maleńkiego uśmiechnięty. Służba bardzo go lubiła i wszyscy mówili, że zostanie księdzem, a może nawet biskupem… Początkowo uczył się w domu. We wrześniu 1926 r. rozpoczął naukę w II klasie gimnazjum im. Jana Długosza we Lwowie. Uczył się dobrze, choć nie błyskotliwie. Był pracowity i solidny. W czasie nauki w gimnazjum po raz pierwszy w jego życiu pojawiła się możliwość codziennego uczestnictwa w Mszy Świętej. – Eucharystia to powinien być wasz specjalny sakrament. Bo Eucharystia stanowi o jedności. Obojętne, gdzie się będzie na Mszy św. i u Komunii św. – jednoczy nas wszystkich Chrystus – napisał
w późniejszych rozważaniach.

W 1933 r. zdał maturę i rozpoczął studia na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Jana Kazimierza. Dwa lata później wstąpił do seminarium duchownego we Lwowie, gdzie podjął naukę na Wydziale Teologicznym.  Formacja duchowa w seminarium oparta była przede wszystkim na modlitwie, konferencjach i kierownictwie duchowym. Seminaryjni koledzy, określając duchowy rys Aleksandra, mówią, iż był to „mąż modlitwy”. Jego wzrost duchowy oparty był przede wszystkim na niezwykle gorliwej modlitwie. Niestety, kilkakrotne nawroty choroby płuc i pobyty w sanatoriach były przyczyną przerwania studiów w 1938 r. Po wybuchu II wojny światowej, przebywając
u rodziny, kontynuował studia prywatnie pod kierunkiem ks. Kazimierza Kowalskiego, późniejszego biskupa pelplińskiego, przedwojennego rektora seminarium w Poznaniu.

15 listopada 1942 r. otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ks. abpa. Bolesława Twardowskiego. Mszę św. prymicyjną odprawił we Lwowie w kościele św. Łazarza. Po święceniach pomagał w pracy duszpasterskiej w Lipinkach pod Gorlicami, a od 1943 r. przez blisko dwa lata prowadził duszpasterstwo we wsi Tywonia, w kaplicy należącej do parafii w Jarosławiu. Tam też rozpoczął pisanie swojej pracy magisterskiej, którą ukończył w 1950 r.

W 1945 r. na zaproszenie ks. Władysława Korniłowicza, kierownika duchowego Dzieła Niewidomych w Laskach i Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, przeniósł się na stałe do Lasek pod Warszawą. Pomagał w pracy choremu już wówczas ks. Korniłowiczowi aż do jego śmierci w 1946 r. Był to czas znacznego pogorszenia zdrowia ks. Aleksandra. Kilka miesięcy musiał spędzić w sanatorium w Otwocku
i w Zakopanem. W Tatrach w grudniu 1947 r. przeszedł operację torakoplastyki – uważaną wówczas za jedną z najbardziej poważnych operacji płucnych. Po rekonwalescencji powrócił wiosną 1948 r. do Lasek. Jako kapelan i nauczyciel pracował w Szkole dla Niewidomych do 1952 r.

28 czerwca 1951 r. otrzymał nominację na proboszcza erygowanej wkrótce potem (5 lipca 1951 r.) parafii Izabelin – Laski. Wszystko rozpoczęło się od wizyty u ówczesnego Prymasa Polski – ks. kardynała Stefana Wyszyńskiego, który zaprosił do siebie kilku księży – w tym braci księży: Aleksandra i Tadeusza Fedorowiczów. Zakomunikował, że chce utworzyć nową parafię na skraju Puszczy, gdyż tamtejsi mieszkańcy mają daleko do najbliższych kościołów. Prymas Wyszyński pytał, kto zgodziłby się zostać proboszczem nowej parafii. – Chyba ja, ojcze – odezwał się ks. Ali. Podobnie zareagował w dzieciństwie. Na pytanie matki – czy któryś z synów zostanie księdzem, wysunął się przed starszych braci i powiedział: – Chyba ja, mamo…

Praca w Izabelinie była trudna. Parafianie odwiedzali najbliższy Kościół w Laskach głównie przy okazji świąt. Pomimo to ks. Ali chwalił polską pobożność. Chciał rozbudzić w ludziach duchowość. Pomóc im nawiązać bliską relację z Panem Jezusem i pomóc zrozumieć czym jest Msza Święta. Organizował życie religijne, społeczne, był inicjatorem ruchu trzeźwości. Z troską tłumaczył wiernym czym jest liturgia i ofiara Chrystusa.  – Kiedy idziecie na Mszę Św. to zawsze pamiętajcie, że idziecie stanąć przed Bogiem (…). Msza św. to nie jest jeszcze jedna forma pobożności, ale to nasze włączenie się w to, co się dzieje między Chrystusem a Bogiem, włączenie w Kościół…

W 1954 r. otrzymał zgodę kardynała Stefana Wyszyńskiego na sprawowanie liturgii
w języku polskim, odprawianie Mszy twarzą do wiernych oraz czytanie tekstów przez świeckich razem z kapłanem. Parafia w Izabelinie była jednym z pierwszych miejsc w Polsce, gdzie w ten sposób odprawiana była Msza Święta. Niewielka podwarszawska miejscowość stała się centrum życia liturgicznego, do którego przyjeżdżali księża i ludzie świeccy nieraz z bardzo daleka. Sam proboszcz bardzo niechętnie opuszczał parafię. Zwykle czynił to tylko dla innych obowiązków duszpasterskich, jak spowiedź, rekolekcje czy chorzy, z którymi kontakt utrzymywał prywatnie i poprzez Apostolstwo Chorych, od czasów pierwszych swych pobytów w szpitalach jako ich współtowarzysz w cierpieniu.

W listopadzie 1959 r. rozpoczęła się nowa – tym razem już ostatnia choroba – nowotwór węzłów chłonnych. Pomimo kolejnych pobytów w szpitalach gorliwy kapłan nie przerwał swojej pracy. 10 stycznia 1962 r. w kościele św. Marcina wygłosił homilię w trakcie pierwszego nabożeństwa ekumenicznego z udziałem przedstawicieli innych Kościołów chrześcijańskich. Msza św. odprawiona została w języku łacińskim. Wygłaszający homilię ks. Ali był tak wzruszony, że łzy spływały mu po twarzy, a słowa grzęzły w gardle na tyle, że nie był w stanie dokończyć homilii. Przed zejściem z ambony zdołał powiedzieć: „Bracia, niech nie wygasa nigdy ten płomień miłości ewangelicznej, który został dziś zapalony przez Ducha Świętego w naszych sercach”. 

    Z kilkumiesięcznego okresu poprzedzającego odejście ks. Aleksandra, który spędził w szpitalu, pochodzą najpiękniejsze listy do chorych i do parafian. – Cierpienie i ofiara tu na ziemi jest koniecznym dopełnieniem i zarazem świadectwem miłości. Gdyby Pan Jezus nie przypieczętował swojej nauki ofiarą i krwią, Ewangelia pozostałaby teorią, a tak stała się, i jest nieustannie życiem – Jego życiem i naszym życiem; jedynym życiem w Kościele – pisał w jednym z nich. Ksiądz Aleksander swoje ostatnie kazanie wygłosił w czasie sumy niedzielnej 2 maja 1965 r. Dziesięć dni później odprawił swoją ostatnią Mszę św. w Instytucie Onkologii w Warszawie. Szpital opuścił 26 czerwca powracając do swojego ukochanego Izabelina, gdzie zmarł w opinii świętości 15 lipca 1965 r. w pokoiku na plebani żegnany przez tłumnie odwiedzających go parafian i przyjaciół. Ostatnich sakramentów udzielił mu ks. Bronisław Piasecki. Pożegnanie odbyło się 17 lipca 1965 r. Uroczystościom przewodniczył ks. bp Bronisław Dąbrowski.

– Bóg jest Miłością. Mamy się z Bogiem spotykać, ale każde spotkanie wymaga wyjścia naprzeciw. Nie możemy być zamknięci w sobie, w swoim egoizmie, w swoich sprawach, w swoich troskach. Musimy się z nich wyswobadzać, wyrywać, tak jak skowronek ulatuje gdzieś tam wysoko w przestworzach, by śpiewać na chwałę Bożą. Musimy miłować Boga, miłować go ponad wszystko. Bóg jest Miłością i tak, jak promień słońca odbija się w każdej wodzie i w kropli rosy, i w najbrudniejszej kałuży, tak Bóg odbija się w każdym człowieku stworzonym na obraz i podobieństwo Boże. Bóg jest Miłością i tą miłością ogarnia człowieka, ogarnia go tak bardzo, że Słowo Przedwieczne wciela się w Ciało, że Syn Boży staje się człowiekiem, by nam Boga objawić, by nas ku Bogu podźwignąć – Syn Boży, Jezus Chrystus, ten sam Bóg jedyny i wszechmocny jak Bóg Ojciec i Duch Święty. Ten Bóg wciela się w ludzką naturę, przyjmuje ludzkie ciało. To On leży w żłobie jako Dziecko i to On umiera za nas na krzyżu. Jezus Chrystus, jedyna Osoba, w której są dwie natury – boska i ludzka. I gdy obcujemy z nim w Ewangelii, to Go widzimy, gdy śpi zmęczony w łodzi Piotra i gdy siedzi przy studni prosząc Samarytankę, by dała mu pić. To jest człowiek z ludzkim ciałem i ciała tego zmęczeniem. Z ludzką miłością, z ludzką mądrością, jakąś największą, ale ludzką. Widzimy go jednak na kartach tej samej Ewangelii i jako Boga, który mówi o sobie i o Ojcu, że są jednym i „zanim Abraham stał się, Jam jest” (J 8,58). Jezus Chrystus jest Bogiem i patrząc na krzyż, na umęczone, poranione, ludzkie ciało, nie możemy zapominać, że to Bóg za nas życie swoje oddał. Przychodzimy pod ten krzyż zbroczony krwią Chrystusową. Przychodzimy do Chrystusa, jak przychodzili do Niego różni ludzie, jak Magdalena i Maria, jak Nikodem, bo on jest nadal z nami, jest tak samo rzeczywiście, jak był wśród tamtych ludzi, chociaż ukryty jest teraz w Hostii. Poza Ewangelią, poza sakramentem, jest jeszcze jedna platforma naszych spotkań z Chrystusem – drugi człowiek, nasz bliźni…  – mówił ks. Aleksander w Kościele św. Anny w Warszawie w trakcie rekolekcji dla pielęgniarek w marcu 1961 r. „Bóg jest Miłością” – cytat z Pisma Świętego z Listu św. Jana i credo życia Ks. Aleksandra wyryty jest na kamiennej płycie grobu ks.  Aleksandra Fedorowicza. Tak żył, tak pracował i tak posługiwał w Izabelinie.

 

Na podstawie książek: Ks. Aleksander Fedorowicz „Rozważania i myśli” oraz „Jest nas tysiące…” ; Ks. Piotr Pawlukiewicz „Ksiądz Aleksander Fedorowicz – Po prostu Ksiądz” opracowała Magdalena Kamińska