Trzydzieści dwa lata na Dalekim Wschodzie

Wspomnienia s. Olgi Fedorowicz, Franciszkanki Misjonarki Maryi

Tekst napisany dla kleryków – Pallotynów z Ołtarzewa; Adama Kowalika i Piotra Jankowskiego

Otwock 1988

Urodziłam się 21 kwietnia 1908roku w rodzinie dziewięciorga dzieci, zamieszkałej w Klebanówce, powiat Zbaraż, we wschodniej Małopolsce, tak zwanej Galicji. Wyjątkowo, urodziłam się nie w domu rodzinnym, ale u rodziców mojej Matki, w Wyszatycach koło Przemyśla.

W 1927r. skończyłam gimnazjum we Lwowie i tam zdałam maturę. Następnie zrobiłam roczny kurs handlowy, kilkumiesięczny kurs ogrodniczy i kilkumiesięczny kurs Czerwonego Krzyża.

Podam ciekawy szczegół, o którym dziś może nie wszyscy wiedzą, że we Lwowie było trzech arcybiskupów katolickich – Arcybiskup Twardowski, obrządku łacińskiego, arcybiskup Teodorowicz, obrządku ormiańskiego i Arcybiskup Szeptycki, obrządku greckiego.

Przez swego spowiednika poznałam siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. Jest to zgromadzenie kontemplacyjno- czynne, misyjne, międzynarodowe, na prawie papieskim, założone w 1877roku przez Helenę de Chappotin de Neuville – imię zakonne – Matka Maria od Męki Pańskiej.

Do tego zgromadzenia wstąpiłam w Łabuniach koło Zamościa, w marcu 193r., gdzie otrzymałam habit we wrześniu, w tym samym roku i zaraz po obłóczynach wyjechałam do nowicjatu w Châtelets, we Francji. Po pierwszych ślubach, w 1934r. wyjechałam z Châtelets do Marsylii, skąd okrętem pojechałam do Chin razem z s. Helena Kruszyńską, s. Anielą Dobrą i s. Zofią Cegielską, oprócz nas 4 Polek jadących do Chin, jechały także inne siostry FMM, z różnych narodowości, które wysiadły w Indiach i na Cejlonie.

Nasz okręt zatrzymał się po drodze w kilku portach, między innymi zatrzymał się też w Sajgonie /dziś stolica południowego Wietnamu, gdzie wysiadłyśmy i przenocowałyśmy u sióstr jakiegoś zgromadzenia francuskiego, które bardzo gościnnie nas przyjęło.

Kiedy nasz okręt zatrzymał się w Colombo na Cejlonie, odwiedziłyśmy nasze siostry FMM, które miały tam kilka placówek, między innymi międzynarodowy szpital. Niedaleko Colombo zwiedziłyśmy dużą trędownik prowadzoną prze nasze siostry. Byli tam bardzo liczni trędowaci, niektórzy z nic znajdowali się w ciężkim stanie, byli zniekształceni, ale widok ich nie był odstraszający, uśmiechali się do sióstr i okazywali wdzięczność za wszystko co dla nich robiono.

Następnego dnia nasz okręt ruszył w drogę. Przejeżdżaliśmy koło Hong-Kongu, gdzie w tym czasie nasze siostry nie miały jeszcze swoich domów. Hong-Kong był otoczony skałami, których ku naszemu zdumieniu już nie było śladu, gdy wracałyśmy z Chin w 1966r. zostały one wrzucone do morza w celu powiększenia powierzchni stałej lądu, tak potrzebnego dla licznych uchodźców przybywających z północy.

W Chinach miałyśmy ponad 60 domów, zgrupowanych w trzech prowincjach, w których pracowały siostry z różnych narodowości jak; Angielki, Austriaczki, Belgijki, Chinki, Francuzki, Greczynki, Hiszpanki, Holenderki, Irlandki, Jugosłowianki, Kanadyjki, Litwinki, Niemki, Polki, Portugalki, Rosjanki, Włoszki, Szkotki i Szwajcarki.

Już w 1986r. na prośbę Wikariusza Apostolskiego z szantung,, Matka założycielka wysłała siostry na misje do Chin. Wikariusz Apostolski witając je w Chefoo /miasto portowe/ wypowiedział do nich te znamienne słowa; „Nawet gdybyście ni miały żadnych dzieł, wasza adoracja Najświętszego Sakramentu będzie bardzo owocną misją”.

I właśnie dzięki temu, że FMM jako kontemplacyjne są adoratorkami Najświętszego Sakramentu, więc z tego Bożego źródła czerpią siłę do pracy i błogosławieństwo dla swych misji. Tak było i w Chefoo. Misja ta szybko się rozwijała. Kolejno powstawały tam następujące dzieła; pensjonat, szpital z oddziałem bezpłatnym dla ubogich, przychodnia, sierociniec, żłobek, szkoła chińska, pracownia haftu i szycia. Z czasem założono tam szkołę międzynarodową przygotowującą do Cambridge School Certificat /poziom matury/ i nowicjat z którego wyszło kilkaset sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi Chinek, kilka Rosjanek i jedna Polka – s. Czesława Wasilewska – urodzona w Chinach.

21 października przyjechaliśmy do Szanghaju, gdzie nasze Zgromadzenie miało dwa duże domy; Szpital Międzynarodowy „General Hospital” i szpital czysto chiński założony przez gorliwego chińskiego katolika pana Lo-Pa-Hong. Do tego szpitala zostałam przydzielona na czas mojego pobytu w Szanghaju, moje zaś towarzyszki zamieszkały we wspólnocie prowadzącej szpital międzynarodowy. W Szanghaju spędziłyśmy 6 tygodni. Przez ten czas pomagałam siostrom w pracy domowej i zapoznałam się z ich pracą w szpitalu. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie duża sala, gdzie było dużo niemowląt „niechcianych”. Były one chore i przeraźliwie płakały.

Widok trędowatych na Cejlonie /dziś Sri Lanka/ nie zrobił na mnie tak smutnego wrażenia jak te biedne dzieci. Niestety siostry już nie mogły ich wyleczyć, ale jednak miały one to szczęście, że przez śmiercią były ochrzczone. Liczni chorzy też prosili o chrzest.

W Szanghaju OO. Jezuici założyli wyższą uczelnię, z której wychodziło dużo młodych wartościowych ludzi. Gdy byłam w północnej prowincji poznałam kilku z nich. Byli oni dobrymi lekarzami i gorliwymi katolikami.

Liczni misjonarze z wielkim uznaniem wspominali nasze siostry, które pracowały w szpitalu międzynarodowym, a szczególnie ich przełożoną siostrę Carlę Elenę. Była to siostra o wielkim sercu i jak mogła tak dopomagała misjonarzom przejeżdżającym i zatrzymującym się w Szanghaju. Słyszałam jak oni mówili np. Te buty kupiła mi siostra Carla Elena, a ja od niej dostałem tę sutannę, którą mam na sobie, inny znowu wspominał, że miał jakieś trudności przy załatwianiu różnych formalności, to je powierzał s. Carli Elenie i ona je świetnie pozałatwiała…

We wspomnianym, a tak dużym szpitalu byli chorzy z różnych narodowości. Mieli oni także różne zapatrywania na życie, Boga, religię. Siostry troskliwie ich pielęgnowały i równocześnie przybliżały im Boga i przygotowywały ich serca a działanie łaski Bożej.

Z Szanghaju s. Zofia Cegielska pojechała do Chefoo, gdzie razem z dziewczętami pracowała w pracowni hafciarskiej. S. Aniela Dobra pojechała do Tai-Yuan-Fu. Przyjechała ta 9 marca 1935r. wkrótce zachorowała na tyfus plamisty i zmarła 17 kwietnia tego samego roku.

Ponieważ tyfus w tym czasie, był prawie zawsze chorobą śmiertelną, więc z tego powodu zmarło w Chinach bardzo dużo misjonarek i misjonarzy. Kres tej wzmożonej śmiertelności położył Polak, który wynalazł szczepionkę na te chorobę. S. Aniela Dobra była ostatnią misjonarką, która zmarła na tyfus plamisty przed wynalezieniem tej dobroczynnej szczepionki.

W 1935r. s. Helena Kruszyńska i ja pojechałyśmy do Harbinu (Mandżuria) należącego do Północnej Prowincji Zgromadzenia, która liczyła 11 domów; Pekin /Dom Prowincjalny/, Tientsin, Pao-Ting-Fu, Tai-Yuan-Fu /Szansi/, 4 domy w Mongolii i 3 domy w Mandżurii – jeden w Chang-Chung i dwa w Harbinie.

W Mongolii misje rozwijały się wspaniale, dzięki OO. Sceut. Siostry miały tam; przychodnie, szpitale, pracownie, duże sierocińce i prowadziły katechizację. Chrześcijanie w Mongolii byli naprawdę gorliwymi członkami Kościoła, o czym świadczyły dobre i liczne powołania kapłańskie i zakonne z ich rodzin.

W Mandżurii graniczącej z Syberią i Koreą, Wikariat Apostolski był powierzony Ojcom Misji Zagranicznych z Paryża, którzy zaprosili do swego Wikariatu Siostry Franciszkanki Misjonarki Maryi. W 1920r. sześć sióstr /2 Francuzki, 2 Polki, Niemka i Węgierka/ transsyberyjskim pociągiem pojechały do Mandżurii, gdzie w jej stolicy Chand-Chung /za Japończyków; Hsingking/ założyły pierwszy dom Zgromadzenia. Wkrótce po nim otworzyły przychodnię, zbierały n ulicach starców umierających z głodu i zimna i opiekowały się nimi, następnie założyły sierociniec i pracownię, z biegiem czasu założyły także międzynarodową szkołę przygotowującą do Cambridge School Certificat.

W tym samym 1910r., w Chang-Chung wybuchła epidemia dżumy, która była przyczyną śmierci trzech z naszych sióstr. Jedną z nich była s. Bonawentura – wikara Prowincjalna domów w Mongolii i Mandżurii.

Do Harbinu przyjechałam w celu zastąpienia naszej siostry Polki, Katarzyny Barciszewskiej, która w styczniu tego samego roku 1935, zmarła na tyfus.

W Harbinie miałyśmy dwa domy. Przy jednym miałyśmy chiński szpital dla ubogich, a przy drugim prowadziłyśmy sierociniec dla dzieci uchodźców rosyjskich, założony w 1920r. przez Panią d’Anjou, która w 1923r. powierzyła go FMM. W sierocińcu wychowywało się też kilka dziewczynek – Polek. Nie było żadnego stałego funduszu na utrzymanie tego dzieła, więc z tego powodu Siostry chodziły po kweście, a także założyły pracownię hafciarską.

Dziewczęta z sierocińca do południa przerabiały w domu program podstawowej szkoły rosyjskiej, a po południu pracowały w Hafciarni. Kierowniczką i ich wychowawczynią była Polka- s. Stefania Wojtukiewicz- imię zakonne s. Maria Wiwaldo.

W niedzielę dziewczęta prawosławne chodziły do cerkwi, ale później same poprosiły o pozwolenie aby przychodzić do naszej Kaplicy.

W Harbinie OO Marianie prowadzili zakład wychowawczy dla chłopców. Oni byli obrządku św. Jana Chryzostoma i odprawiali nabożeństwa w języku staro- słowiańskim. Oni też odprawiali nabożeństwa w swoim obrządku i w naszej kaplicy.

W Harbinie s. Helena Kruszyńska pomagała s. Wojtukiewicz w pracowni dziewcząt, a ja zajmowałam się ich bieliźniarnią. Pracy nie brakowało, bo tych dziewcząt – sierot było 300, w wieku od zero do 18 lat.

W roku 1936 pojechałam na rekolekcje do Chang-Chung, gdzie w tym czasie przełożoną była siostra Szwajcarka, a główną nauczycielką dziewcząt Polka, s. Maria Fiut – imię zakonne – s. Maria Narcyza. W 1937r. w Harbinie złożyłam śluby wieczyste. Przyjął je Archimandryta Abrantowicz, Marianin.

W 1940r., czyli po 5 latach mojego pobytu w Harbinie, pojechałam do Tientsinu, gdzie w 1914r. Księżą Lazaryści, powierzyli FMM duży pensjonat i szkołę międzynarodową, która z czasem została afiliowana do Uniwersytetu w Cambidge. Siostry prowadziły tam przedszkole i średnią szkołę, przy końcu której dziewczęta zdawały egzamin na Cambridge School Cerificat /poziom matury/. W szkole kształciły się dziewczęta z różnych narodowości , ale z przewagą dziewcząt chińskich. W Tientsinie byłam ekonomką i asystentką.

W 1943r. , w czasie wojny, Japończycy zabierali do obozu koncentracyjnego obywateli pochodzących z wrogich sobie krajów. Nasze siostry – Amerykanki, Angielki, Belgijki, Holenderki i Szkotki oraz liczne uczennice pochodzące z tych krajów, podzieliły ich smutny los. To był trudny czas, bo nasza Przełożona, która była Amerykanką i najgłówniejsze nauczycielki opuściły nas. Ale na szczęście pozostały nam jeszcze siostry Chinki, Francuzki, jedna Irlandka, Niemki, Włoszki i nas dwie Polki – s. Czesława Wasilewska / im. zakonne s. Jowilla/ i ja. Więc dzięki temu, że nasze Zgromadzenie jest międzynarodowe, mogłyśmy w dalszym ciągu prowadzić szkołę. W 1945r. nasze Siostry powróciły z obozu.

W 1948r. wyjechałam z Tientsinu do Pekinu, gdzie do 1966r. byłam przełożoną.

Do Pekinu podobnie jak do Tientsinu FMM były zaproszone przez Księży Lazarystów, gdzie przejęły szkołę międzynarodową. Następnie obok tej szkoły Siostry założyły przedszkole, podstawową i średnią szkołę chińską liczącą ponad 800 dzieci. We wszystkich naszych szkołach, tak chińskich jak i międzynarodowych , Siostry uczyły religii. Wszystkie uczennice były obecna na tych lekcjach, ale te , które nie były katoliczkami mogły przygotowywać lekcje n następny dzień. Jednak większość z nich przysłuchiwała się lekcjom i niejedna z nich później prosiła o chrzest.

Gdy w 1949r. nowy rząd chiński przejął władzę, wtedy nasza chińska szkoła przeszła w jego ręce. Zaś w szkole międzynarodowej Siostry zastąpiły naukę religii lekcjami etyki. Chinki były zmuszone uczęszczać do szkół państwowych. W tym czasie większość cudzoziemców opuściła Chiny, więc z tego powodu w naszej szkole zostało bardzo mało dzieci.

Jednak w miarę jak poszczególna państwa nawiązywały stosunki dyplomatyczne z nowymi Chinami, liczba dzieci w naszej szkole wzrastała. Było dużo dzieci z Indonezji, Indii Pakistanu i z licznych krajów Afryki. Wszystkie te dzieci nawet z wrogich sobie krajów tworzyły jedną rodzinę. W pierwszych dniach swego pobytu w szkole one nieraz walczyły między sobą, ale z chwilą gdy Siostra powiedziała im, że „wszyscy jesteście sobie braćmi i siostrami więc podajcie sobie ręce” – walka ustawała.

Do klasy maturalnej dochodziło mało osób. W tym czasie nie było w Pekinie szkoły międzynarodowej dla chłopców, więc z tego powodu oni uczyli się w naszej szkole. Rodzice uczniów z Indii, nawiązali kontakt z Uniwersytetem w Cambridge w Anglii, z którego otrzymywali tematy i pytania w celu otrzymania odpowiednich dyplomów. Siostry przesyłały przez nich do Cambridge pisemne odpowiedzi uczniów. W czasie trwania egzaminów, odpowiedzialną za nie była jedna z naszych Sióstr, mająca do tego odpowiednie kwalifikacje. Uczniowie mieli prawo wyboru przedmiotów. Najczęściej, nawet niechrześcijanie wybierali Pismo Święte, bo ten egzamin na ogół im się dobrze udawał. To było apostolstwo ogólnoświatowe, bo uczniowie rekrutowali się ze wszystkich kontynentów i należeli do warstwy rządzącej krajami.

Pao – Ting-Fu- w 1924r. na prośbę miejscowego Biskupa, J.E. Fabrègues, FMM założyły tam średnią szkołę chińską, a w 1939r. pracownię haftu i szycia. Wśród tych młodych Chinek uczęszczających do szkoły i pracowni, panował prawdziwie duch rodzinny. Kilka z nich wstąpiło do naszego Zgromadzenia. W latach czterdziestych, przełożoną domu w Pao-Ting-Fu była s. Rozalia Elleryk- Polka, znająca doskonale język chiński i całym sercem oddana Chińczykom. Obecnie przebywa na Tajwanie gdzie jeszcze owocnie pracuje wśród młodzieży.

Od 1949 do 1954r. obcokrajowcy musieli opuścić Chiny. W tym czasie z Chin wyjechali także misjonarze i misjonarki. Dzięki prowadzonej prze nas wyżej wspomnianej szkole międzynarodowej, do której chodziły dzieci dyplomatów, nasze wspólnota zakonna w Pekinie przetrwała tam aż do 1966r.

W 1966r. w sierpniu było nas w pekińskiej wspólnocie 25 sióstr, 8 cudzoziemek i 17 Chinek. My, cudzoziemki msiałyśmy wyjechać, a siostry Chinki pozostały w kraju. Z Pekinu pojechałyśmy pociągiem do granicy Hong-Kongu, gdzie oczekiwały nas nasze siostry. Po przejściu granicy dwie nasze siostry – s. Prowincjalna /Kanadyjka/ i s. Eamonn /Irlandka/ zostały zabrane do szpitala.

S. Eamonn ten samej nocy , w której wzięto ją do szpitala zmarła, a s. Prowincjalna po odpoczynku u naszych sióstr w Macao odjechała samolotem do kanady. Sześć nas pozostałych sióstr – Greczynka, Francuzka, Szkotka, Szwajcarka, Włoszka i ja pozostałyśmy w Macao do października. W tym czasie odpoczęłyśmy i zwiedzałyśmy wspólnotę naszych sióstr, które tam miały dużą szkołę portugalską i kilka szpitali.

W październiku 1966r. pojechałyśmy samolotem z Hong-Kongu do Paryża, gdzie czekała na nas ówczesna Przełożona Generalna, M. M. Se Ste Agnès. Po kilku dniach, razem z Przełożoną Generalną, z Paryża pojechałyśmy samolotem do Rzymu, gdzie przebywałam 14 lat. W 1980 r. powróciłam na stałe do Polski.

W Chinach było mało chrześcijan, ale ci, którzy poznali Chrystusa byli gorliwi i pełni dobrej woli. Gdy wyjechałyśmy z Chin, pozostało tam około 300 sióstr FMM Chinek.

Warto jeszcze dodać, że w 1900 roku, w Chinach, w czasie powstania Bokserów w Tai- Yuan-fu, poniosło śmierć męczeńską siedem naszych Sióstr, które zostały beatyfikowane 24 listopada 1946r. przez Papieża Piusa XII.

Módlmy się za Chiny i prośmy Boga, aby istniejący tam problem kościoła narodowego został pomyślnie rozwiązany, aby Bóg wzbudził tam liczne powołania kapłańskie i zakonne i aby Kościół w Chinach był prowadzony prze duchowieństwo Chińskie.

Liczni misjonarze i ja z nimi, chętni powrócilibyśmy do tego tak nam drogiego kraju i chcielibyśmy im w dalszym ciągu służyć ale już tylko jako pomoc drugorzędna.

Maszynopis

Otwock, kwiecień 1988r.

/-/ s. Olga Fedorowicz, fmm

Odpisałam z maszynopisu, który znajduje się u Autorki – siostry Olgi Fedorowicz, obecnie przebywającej w Otwocku / dop. S. Biedy/

 


Archiwum Sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi
Ul. Racławicka 14, Warszawa